Po sobocie spędzonej w Namysłowie (relacja TUTAJ), na niedziele zaplanowaną miałam Łódź i tamtejszy „mecz byłych Mistrzów Polski” rozgrywany pomiędzy miejscowym ŁKS-em i Polonią Warszawa. Bez wątpienia to jeden z tych meczów, na które warto się wybrać, przede wszystkim ze względu na imponującą historię tych klubów. Zawsze to ciekawe emocje, kiedy ogląda się spotkanie drużyn z sukcesami w przeszłości, które teraz tułają się w zdecydowanie niższych ligach. Nie zapominajmy, że III liga, to przecież dopiero 4 poziom rozgrywkowy w Polsce, a w grupie łódzko-mazowieckiej oprócz wspomnianego ŁKS-u i Czarnych Koszul ze stolicy grały do końca tego sezonu takie kluby jak Oskar Przysucha czy Pilica Białobrzegi…
Pojedynek Mistrzów
ŁKS i Polonia to kluby zasłużone dla polskiej piłki, kiedyś to one rozdawały karty, wygrywały ligę, dziś rzeczywistość jest dla nich dość okrutna. Mnie standardowo cieszy, że kluby z takimi tradycjami, w większości przypadków w dalszym ciągu mogą liczyć na mocne zaangażowanie swoich kibiców, bez względu na ligę i poziom sportowy, który przychodzi im oglądać na boisku. Zresztą chyba każdy normalny kibic wie, że wcale nie o poziom chodzi, są przecież znacznie ważniejsze rzeczy. Jedną z nich jest dbałość o tradycję. Pielęgnowanie jej w Łodzi widać gołym okiem. Na stadionie dało się poczuć, że to zasłużony klub dla polskiej piłki, z tradycjami i to zarówno tymi sportowymi, ale i kibicowskimi.
Wygrana ŁKS-u z liderem
Ten szlagierowy mecz III ligi zapowiadał się bardzo dobrze – oprócz licznej publiczności oraz sporej grupy (ponad 300 osób) przyjezdnych kibiców, spotkanie transmitowane było też przez TVP3. Goście zagrali na czarno, natomiast gospodarze na biało-czerwono-biało, więc obie drużyny w tradycyjnych strojach. Patrząc na ten pojedynek na Stadionie Miejskim należało po meczu przyznać, że sportowo mieliśmy okazję obejrzeć bardzo dobre widowisko. Mecz zakończył się zwycięstwem 2:1 ŁKS-u nad liderem ligi czyli Polonią Warszawa, co pewnie mogło rozbudzić nadzieję lokalnych kibiców na powrót do wyższej klasy rozgrywkowej (łódzki klub jeszcze miał wtedy teoretyczne szanse – w czołówce było dość ciasno). Ostatecznie ŁKS zakończył sezon na bezpiecznym 6. miejscu w lidze, a Polonia co prawda na pierwszym, ale nie dającym awansu ligę wyżej. Wszystko przez reformę III ligi, która od przyszłego sezonu ma się zmniejszyć o połowę i podzielić na cztery, a nie jak dotychczas osiem grup. Ostatecznie o awansie miały decydować baraże, w których klub ze stolicy pokonał dolnośląski Górnik Wałbrzych (pierwszy mecz 1:1, drugi 1:0) i wykorzystała swoją szansę na awans do II ligi.
Tradycje kibicowskie
Oprócz zaciekłej walki na boisku, mieliśmy też do czynienia z rywalizacją na trybunach. To było starcie dwóch najstarszych klubów swoich miast, które razem zakładały profesjonalną ligę piłkarską w Polsce i które niegdyś odnosiły sukcesy takie jak zdobycie Mistrzostwa Polski czy Pucharu Polski. To była gwarancja dostarczenia wielu sportowych emocji i tego, że na trybunach będzie się działo…
Na stadionie pojawiłam się jakieś 5-10 minut przed rozpoczęciem meczu i w tym samym momencie zobaczyłam, że już coś się na trybunach dzieje. Kiedy przechodziłam przez bramki, już widziałam policję z pałkami, która wbiegała na trybuny. Po małych zamieszkach w okolicach sektora buforowego (kibice ŁKS-u ruszyli w stronę sektora gości) i pojawieniu się polewaczki sytuacja się uspokoiła, a kibice przeszli do normalnego dopingu. Kibicowsko – bardzo fajne wrażenie obu ekip.
Łódzcy kibice na swojej sektorówce mieli napis „Na stadionie i ulicy, klimat tworzą fanatycy”, nie zabrakło także pirotechniki – zwłaszcza świec dymnych (które uwielbiam! ). W sektorze gości pojawiło się 310 kibiców (wykorzystana cała pula przyznanych biletów). Nie zabrakło również po ich stronie sektorówki „Warszawska Ferajna” jednak ze skromniejszą ilością pirotechniki.
„Druga strona odpowiada” czyli o niedokończonym stadionie
Jako, że nigdy wcześniej nie byłam w Łodzi – to była moja pierwsza wizyta na stadionie ŁKS-u. Hm… stadionie. Chyba bardziej trafnym określeniem byłoby „na trybunie”. Zdaje sobie sprawę jak bardzo irytujący jest to temat dla kibiców ŁKS-u. Mieli dostać od miasta piękny i nowoczesny stadion, a skończyło się (póki co) na boisku i jednej trybunie. Jak w ogóle do tego doszło?
W 2011 roku został zatwierdzony plan budowy nowego stadionu – niestety przetarg wygrało konsorcjum, którego jedna ze spółek już w trakcie rozbiórki starego obiektu ogłosiła bankructwo. Nowy przetarg został rozstrzygnięty dopiero w 2013 roku, a ze względu na rosnące koszty budowy i ograniczenia finansowe, plan budowy został dość mocno okrojony. Zrezygnowano m.in. z hali widowiskowej, która miała się znaleźć zaraz przy stadionie, a samą budowę stadionu podzielono na kilka faz. W pierwszej z nich miała powstać właśnie zachodnia trybuna mieszcząca około 5700 miejsc i zgodnie z planem została ona oddana do użytku. Natomiast dopiero „w przyszłości” mają dojść sektory na południu i wschodzie, a jeśli zostaną wybudowane wszystkie trybuny to dadzą one łącznie 21 tys. miejsc. Jak widać, zwyczajnie plany nie zostały zrealizowane.
2 sierpnia 2015r. podczas uroczystego otwarcia stadionu (trybuny?) przy al. Unii Lubelskiej rozegrany został inauguracyjny mecz z Pogonią Lwów. Spotkałam się z określeniem, że był to „mecz klubów, których przeszłość była zdecydowanie bardziej radosna niż rzeczywistość” – ciężko się z tym nie zgodzić. W czasie tej uroczystości nie obyło się bez spięć. Kibiców przybyłych na to spotkanie otwierające nowy obiekt przywitała prezydent miasta – Hanna Zdanowska. Jej wystąpienie zostało zagłuszone przez fanatyków z Łodzi, którzy niezadowoleni z faktu braku pozostałych trybun (chyba nikt się im nie dziwi), skandowali w jej kierunku: „Chcemy stadionu”, „Cztery trybuny”.
I choć faktycznie uśmiechałam się w czasie, kiedy kibice ŁKS-u krzyczeli na meczu: „druga strona odpowiada…”, to mimo wszystko szczerze współczuję im obecnej sytuacji związanej z ich niekompletnym obiektem. Zamiast fajnego stadionu dostali boisko z jedną trybuną. Kibicom pozostaje jedynie życzyć cierpliwości i przychylności władz, aby pieniądze na stworzenie stadionu z prawdziwego zdarzenia się znalazły. Bo jak dla mnie pierwsza trybuna wygląda bardzo efektownie i całość powinna ostatecznie dobrze się prezentować.
P.S. 1. Ciekawe wideo opowiadające o przyczynach upadku legendy ŁKS-u:
P.S. Nie zdążyłam wypić nawet jednego piwa w Łodzi. Muszę to nadrobić – zatem powrót do tego miasta obowiązkowy 🙂