Gdy po raz pierwszy wybierałam się do Belgradu, na lotnisku podczas kontroli paszportowej celnik zapytał mnie po co lecę do Serbii. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że na mecz. Dopytywał, czy dodatkowo odwiedzam znajomych, czy planuje zobaczyć jakieś turystyczne miejsca i był mocno zdezorientowany, kiedy dowiedział się, że jadę na spotkanie derbowe i na drugi dzień wracam do Warszawy. Na koniec naszą rozmowę skwitował pytaniem: „To nie można iść po prostu na mecz Legii, zamiast latać do jakichś Belgradów?”. Pewnie można, ale po co? 🙂 Podobnie myślę, w momencie, kiedy ludzie pytają mnie w jakim celu jeżdżę na mecze niższych lig skoro mogę się wybrać bez problemu przynajmniej na ekstraklasowe spotkanie albo obejrzeć w TV piłkę na przyjemnym dla oka poziomie. A już najlepiej żebym wybrała się na stadion Barcelony lub innego klubu będącego aktualnie na topie. Ale ja się nie dam i dziś zaserwuje Wam relację z C klasowego spotkania rozegranego w Baranówce, czyli małej wsi w Polsce położonej w województwie małopolskim. Żeby udowodnić Wam, że na takich meczach też może być WYJĄTKOWO.
Wyjątkowy mecz
W ubiegłym roku niewiele zabrakło tej drużynie do historycznego awansu do B klasy. Niestety w ostatnim decydującym pojedynku z Tytanem Polekarcice, drużyna z Baranówki pozbawiła się szans na świętowanie sukcesu. Na ten trzeba było poczekać kolejny rok. I tak w sezonie 2015/16 zawodnicy Eklera nie trzymali już swoich kibiców w niepewności do samego końca, bo tym razem już na pięć kolejek przed końcem rozgrywek zapewnili sobie pierwszy w historii klubu awans o klasę wyżej. W związku z czym ostatni mecz był już tylko formalnością i okazją do hucznego świętowania sukcesu. Dla kibiców był to idealny moment, aby podziękować swoim zawodnikom za ich grę przez cały sezon. A jako, że wcześniej o drużynie z Baranówki co nieco słyszałam, wiedziałam, że zdecydowanie warto zawitać do nich właśnie w ostatniej kolejce.
Spotkanie to było o tyle wyjątkowe, że dwie drużyn, które się w nim zmierzyły czyli UKS Ekler Baranówka i Zawisza Sulechów miały już pewny awans jako lider i wicelider C klasy. I choć wydawać by się mogło, że w związku z takim układem sił w lidze może to być mecz bez większych emocji, to smaczku dodawał jednak fakt, że było to spotkanie derbowe, a takie niezależnie od sytuacji w tabeli, zawsze urozmaicają sportowe widowisko. Wiadomo, walka toczy się o bycie NAJLEPSZĄ DRUŻYNĄ W GMINIE! 🙂
Sam mecz zakończył się wynikiem 1:1 (0:0), ale o tym, że drużyny walczyły z pełnym zaangażowaniem, może świadczyć fakt, że obie zakończyły spotkanie grając w 10-osobowych składach. Niestety nad sportowymi aspektami nie mogę się za bardzo rozwodzić, bo zbyt wiele działo się na trybunach, aby zwracać uwagę na to co na murawie.
Zdecydowanie było to prawdziwe święto piłkarskie i dowód na to, jak wiele radości możne dawać piłka nożna, nawet w najniższej klasie rozgrywkowej i to zarówno zawodnikom, jak i mieszkańcom wsi, którzy utożsamiają się z lokalnym klubem. Był to naprawdę wyjątkowy dzień dla tego klubu i tej miejscowości. Po meczu miałam okazję uczestniczyć w świętowaniu awansu i powiem krótko – na fecie nie brakowało niczego (prezes klubu o to zadbał). Czułam się prawie jak na weselu. Tylko następnym razem muszę dać się przekonać do tańczenia, aby wytańczyć trochę wypitego alkoholu 🙂
Wyjątkowy klub
Trochę meczów w A, B i C klasie w swoim życiu widziałam, ale czegoś takiego jeszcze nie miałam okazji zobaczyć. Masa młodych ludzi w młynie, głośny doping, pirotechnika, oprawa! Przyzwyczajona do nieco innych standardów w niższych ligach związanych przede wszystkim z wyzywaniem sędziego oraz drużyny przeciwnej, byłam mega miło zaskoczona tym, co zobaczyłam i usłyszałam w Baranówce. Było po prostu bardzo pozytywnie. Zresztą sami zobaczcie jaki regulamin młyna został zamieszczony na wydarzeniu zapraszającym na mecz:
Wszystko to miało swój wyjątkowy, niepowtarzalny urok. Dodatkowo to ten typ klubu, który stawia na swoich wychowanków i chce, aby grali w nim sami swoi. To niezwykle ważne, bo to jeszcze bardziej buduje lokalną tożsamość i przywiązuje ludzi do swojej drużyny.
Wyjątkowy prezes
Podczas mojego pobytu w Baranówce zanim poznałam prezesa klubu – pana Tadeusza Filipka, usłyszałam ciekawą anegdotę. Na jednym z meczów, kiedy pojawiła się pirotechnika, arbiter zasugerował, aby nie publikować nigdzie zdjęć, bo wówczas będzie musiał wpisać użycie środków pirotechnicznych do sprawozdania i nie obejdzie się bez kar. Na co pan Filipek odpowiedział krótko: „To je zapłacimy”. Taki prezes to skarb i nie dziwie się, że wszyscy wokół darzą go olbrzymim szacunkiem. Fakty są takie, że gdyby nie tak zaangażowany prezes, nie byłoby Eklera. Co ciekawe nawet w czasie meczu kilkukrotnie z młyna dobiegały pozytywne przyśpiewki na jego temat – a to niezwykle rzadka sytuacja na polskich boiskach, kiedy prezes jest chwalony 🙂
To prezes, bez którego ten klub by tak świetnie nie funkcjonował i był kolejnym wioskowym zespołem, bez pasji i pomysłu na siebie. Dzięki dobrze prosperującemu biznesowi, pan Tadeusz ma tę świetną okazję, aby móc wspierać swój lokalny klub. I choć wydaje się to być całkiem naturalne, to zastanówcie się, jak niewiele firm pomaga małym, wiejskim drużynom? Na ogół kończy się na kalkulacji, że im się to zwyczajnie nie opłaca. Wszyscy zapominają, że to nie jest coś, co ma się opłacać i przynosić dochody.
Co ciekawe sam budynek klubowy mieści się w piekarni pana Filipka. Tam znajdują się szatnie dla sędziów oraz pomieszczenia zarządu. W innym obiekcie, a dokładnie w Centrum Kultury i Pomocy do dyspozycji zawodników są szatnie, o które jak widać na poniższych zdjęciach dopominają się dla swoich piłkarzy miejscowi kibice 🙂 Jak widać Ekler małymi krokami chce zmierza ku profesjonalizacji 🙂
Bardzo się cieszę z awansu Eklera, bo to klub, który powinien pokazywać innym drużynom, jak w fajny, uporządkowany sposób może funkcjonować nawet mały, wiejski zespół. Kto wie, może się uda zarazić kibiców innych klubów do bardziej zorganizowanego i pozytywnego dopingu? Jeśli tak będzie – deklaruję częstsze wizyty w województwie małopolskim 🙂
Na zakończenie
Chyba pierwszy raz na blogu aż tak wylewnie komuś podziękuję…
Przede wszystkim duże słowa uznania należą się panu Tadeuszowi Filipkowi – zwyczajnie, za to co robi i za to, że mieszkańcy Baranówki mogą być dumni, że mają u siebie tak wyjątkowy klub. Bardzo cenię takich ludzi, którym się w biznesie udało, ale nie zapominają o swoich stronach – zamiast pakować pieniądze w większe kluby, wolą wspierać małe drużyny, z którymi czują prawdziwą więź emocjonalną.
Po drugie – kibicom. Gdybym o nich nie usłyszała, to pewnie nigdy bym nie przyjechała do Baranówki. To w jaki sposób wspierają swoją drużynę wydaje się być idealnym przykładem coraz bardziej popularnego ruchu: „Support your local team”. Mam nadzieje, że fani z Baranówki będą dalej kontynuować swój pozytywny doping i pokazywać innym, tym z niższych i wyższych lig, że można dawać z siebie wszystko kibicując swojej miejscowej drużynie, a przy okazji bawić się i mieć z tego dużą frajdę.
Po trzecie – zawodnikom. Bo przecież bez nich, nie mielibyśmy do czynienia ze sportowym widowiskiem. Nawet jeśli poziom umiejętności nie jest najwyższy, to nigdy nie można odmówić im determinacji i walki. Miałam okazję poznać kilka osób z Eklera po meczu i okazało się, że oprócz zaangażowania na boisku, wykazują się też sporą dodatkową aktywnością związaną z klubem – organizują plakaty na mecze, gadżety klubowe. Żyją tym klubem tak samo jak i kibice. Brawo!
Po czwarte – podziękowania dla Darka, bez którego pewnie bym o Baranówce nigdy nie usłyszała 🙂
Po piąte – mam nadzieję, że do zobaczenia! 🙂
Jak mogliście się przekonać – piłka nożna na najniższym szczeblu ma zwyczajnie swój urok. Jest po prostu zupełnie inaczej i wiele rzeczy zaskakuje. W przypadku drużyny z Baranówki, były to wyłącznie pozytywne zaskoczenia. Klimat jaki panuje wokół drużyny jest niesamowity i trzymam kciuki, aby kolejne awanse nie odebrały im tej atmosfery. Bo jeśli ma się ona zmienić – jak dla mnie Ekler może grać cały czas w B, a nawet C klasie 🙂
C klasa (Kraków I), 11.06.2016
Ekler Baranówka – Zawisza Sulechów 1:1 (0:0)